środa, 11 stycznia 2012

malinówka

Nie, to nic alkoholowego, absolutnie.To efekt mojego dobierania się do letnich zapasów owoców z zamrażarki i kończącej się choroby. Dopadła mnie bowiem grypa, a miałam z choróbskami 3 lata spokoju. Bardzo rzadko choruję - prędzej mam zapalenie jakiś mięśni barku od roboty ale, żeby grypa... No cóż ale zima jaka jet każdy widzi i wirusów nie sposób nie złapać.

Poczułam się trochę lepiej i zaczęło mnie trochę nosić po mieszkaniu. Do sklepu nie ma opcji, żeby wyjść, więc po krótkich poszukiwaniach w lodówce miałam pomysł i składniki!
O dziwo, coś się znalazło - chociaż na to nie liczyłam.
Znalazłam ciasto francuskie i mrożone maliny. Ciastem wyłożyłam foremki, lekko popiekłam, włożyłam mrożone maliny, posypałam łyżeczką cukru. Po 20' był pyszny, słodko-kwaśny deser malinowy :] Dla większych łasuchów (czyli dla mnie i domowników) całość można dosłodzić jeszcze cukrem pudrem.
Proste jak drut, a jakie dobre.

1 komentarz: