wtorek, 29 grudnia 2009

wiesław i irena polują na ryby! cz. 1

"Wiesław i Irena polują na ryby! cz. 1"
W rolach głównych występują:

Wiesław Pygoscelis - pseudonim WIESŁAW - przystojny pingwin po prawej

Irena Pygoscelis - pseudonim IRENA - okrąglutka piękność w żakardowej sukience po lewej

Ryby - zmiennocieplne kręgowce wodne oddychające skrzelami, posiadające szczęki i poruszające się za pomocą płetw.








Teraz się wyda co robiłam przez większość dzisiejszego dnia. Ale zanim o tym co dziś muszę wspomnieć wczorajszą zgubę mojego szkockiego kolczyka :[ snif...

Wczoraj poszłam do sklepu ceramicznego po glinę i niestety jak to bywa ze zbyt długimi kolczykami i zbyt wysokimi kołnierzami w płaszczach gdzieś mi się wysunął i moja pamiątkowa ozdoba zaginęła. Pamiątkowa, bo w Edynburgu zawsze gdy jestem u przyjaciół (tu gorące uściski) zachodzę do mojego ulubionego sklepu z tego typu gadżetami i zawsze coś sobie kupię - taki już nałóg. Chyba trzeba będzie jechać... ;p

Tak mi było smutno, że już wieczorem nic nie polepiłam...

Ale dziś pojawili się Wiesław i Irena. To jak się można domyśleć opowieści część pierwsza, ponieważ dopiero co zostali ulepieni i teraz schną. Jak widać surowa glina jest mokra i szara. Jak wyschnie, trochę zblednie, a po wypale będzie biała. Później szkliwienie i kolejny wypał. Przygody Ireny i Wiesława będę relacjonować na bieżąco.

Irenę można łatwo rozpoznać, bo właśnie połknęła parę rybek, które zdążyłam ulepić i już łypie okiem na kolejne... Lubi się stroić, ale gustuje w prostych sukienkach z niebanalnym wzorem.



Wiesław natomiast nie grzeszy płaskim brzuszkiem, rasowy amant. Zbajerował Irenę na gorące igloo, którego jest niby posiadaczem.

Jeszcze parę rybek na koniec... Mniam!


SuperNova nie tylko na ciasto...




Patera Supernova została wykonana już jakiś czas temu. Ostatnio odkopuję jakieś starocie, aby móc Wam je pokazać. Dziś miałam ceramiczny dzień, ale o tym w następnym poście. Teraz czas na kawkę i ciasto :]

Szkliwo SUPERNOWA - wypał na 1020-1080 stopni. Bladozielone ze srebrzystym efektem.

niedziela, 27 grudnia 2009

rutylowe podstawki



Rutylowe, bo szkliwione rutylem (1020-1060 stopni)- szkliwem z czaszką na torebce :] Pięknie się rozpływa tworząc różne odcienie kawy z mlekiem. Glina jest biała, ale w żaden sposób tutaj się nie przebija, zatem szkliwo widać w całej okazałości.

Płaskie krążki mają odbity wzór z stempla indyjskiego, który dostałam od Argillae.
Myślę, że w wielu pracach ten motyw się będzie teraz przewijał, bo bardzo mi się spodobał. Wcześniej już go wykorzystałam m.in. na turkusowej paterze.
Szkliwo pięknie podkreśla wzór, a już bałam się, że przesadziłam z ilością i, że zaleję wzór na amen. Ale jak to ze szkliwem bywa... nigdy nic nie wiadomo - przynajmniej jak dla mnie...

Podstawki-podkładki pod kubek. Już podkleiłam je filcem.

historia świątecznego renifera - zakończenie




Zorientowałam się, że moja historia o świątecznym reniferze, którą opisywałam pod koniec listopada nie ma zakończenia. Tak być nie może, bo renifer razem z kolegami z zaprzęgu - tylko bardziej białymi - może przez śnieg (tak naprawdę bez szkliwa) i wraz z kolegą niedźwiedziem wskoczyli na choinkę i dumnie ją zdobią. Takie to wyszły ceramiczne zwierzaki na choinkę.

I oto choinka w całej okazałości :] Mogłabym ogłosić konkurs "Znajdź renifery i niedźwiedzia" :]

sobota, 26 grudnia 2009

patera w butelkowej zieleni


Szkliwo "butelkowa zieleń" firmy BOTZ.


Odciśnięty motyw koronki.



TA!DAM! Oto wykazuję aktywność świąteczną... jakąś trzeba wykazać :] Wczoraj był spacer, ale dziś tak wieje, że nie ma opcji... Chociaż dziś trzeba wrócić od rodziców do Warszawki, do swojego domku.

Ale miało być co nieco o butelkowej zieleni na nowej ceramicznej paterze. Ów kolor, to nowy nabytek naszej pracowni ceramicznej, który od razu został przeze mnie przetestowany. Paterę zrobiłam z jasnej gliny z odbitą koronką, dodatkowo powycinaną po brzegu. Trochę się nad nią namęczyłam i cieszę się, że szkliwo wyszło, poza małymi bąbelkami powietrza (niestety - łatwo powstają przy natryskiwaniu, a po wypale tworzą dziurki). Butelkowa zieleń (wypał na 1020-1080 stopni) jest lekko transparentna i zachowuje się trochę jak roztopione szkło - przy stygnięciu zostawia delikatny efekt spękań jak crackle.
Kolor piękny opalizujący trochę w oliwkę, trochę w fiolet. Oceńcie sami.
Ja jestem zadowolona z efektu :]

piątek, 25 grudnia 2009

nie tylko na Święta...

...życzę wszystkim aby było lepiej. Więcej ciepła, radości i dobrych ludzi.

wtorek, 22 grudnia 2009

zimowa panna cotta





Wiem, że powinnam teraz męczyć jakiegoś śledzia w cebuli lub farsz grzybowy zamykać w pierogu... Niestety przez nawał pracy nie miałam okazji jeszcze nawet o tym pomyśleć.

Ale dziś poczułam, że święta tuż tuż...z mężem poszliśmy po choinkę. Dziwnie się ludzie patrzyli na nas jak ją tachaliśmy (my to za dużo powiedziane ;p) - nie ubierają choinki(?) Z Ząbkowskiej jest całkiem niedaleko zatem choinka już czeka na balkonie na jutrzejsze strojenie się.

Ale a'propos kulinariów - coś słodkiego i prostego przed całym świątecznym zamieszaniem - panna cotta. Deser pochodzący z Włoch, oczywiście, i znaczący dosłownie "gotowaną śmietankę". Prosty i smaczny.

Przepis na deser PANNA COTTA:
- wlewamy śmietankę kremówkę do rondelka i doprowadzamy do wrzenia
- wsypujemy 1 op. cukru waniliowego
- w ok. 50 ml gorącej wody rozpuszczamy 2 łyżeczki żelatyny, którą po rozpuszczeniu wlewamy do śmietanki.

Nie dodaję żelatyny do gorącej śmietanki, bo nie widzę po prostu czy się dobrze rozpuściła, a 50 ml wody niewiele zmienia... poza tym, że jest trochę więcej deseru :].

Do śmietanki można dodać rozpuszczoną białą czekoladę, skórkę pomarańczową lub orzechy.
Ja dodałam posiekane pistacje.

Śmietankę przelewamy do foremek - ja posłużyłam się filiżankami do kawy.
Wstawiamy w chłodne miejsce na ok. 2h. Gdy masa stężeje jak galaretka wykładamy do góry dnem i polewamy sokiem lub musem owocowym. Ja polałam całość syropem malinowym i posypałam jeszcze pistacjami. Pycha!

patera z indyjskiej laguny







Z tym tytułem może trochę przesadziłam - brzmi co najmniej patetycznie, ale paterze należy się dobry PR, bo naprawdę jestem z niej zadowolona.

Zaczęło się od prezentu urodzinowego od Argillae. Dostałam indyjskie stemple do farbowania tkanin, które idealnie, jak się okazało i jak widać, są odpowiednie do odbijania wzorów w świeżej glinie. Zrobiłam talerz, który po pierwszym wypale na tzw. biskwit (ok. 800 stopni - tak mi się wydaje) był biało-kremowy (jak na spodzie).

Zastanawiałam się jaki kolor by pasował na tą powierzchnię, a że nie miałam żadnych ciepłych kolorów oprócz żółtego, którego po nieudanych próbach odstawiam na jakiś czas i pomarańczowego, które zostawiam na czarną glinę. Padło na tzw. ANTYCZNY TURKUS. Bardzo bezpieczne, bo mało płynące szkliwo o satynowym wykończeniu.

Szkliwiłam natryskując zatem powierzchnia wyszła równa. Szkliwienie pędzlem na płaskiej powierzchni mogłoby zostawić nierównomierne grubości i pomimo niewielkiego w tym przypadku rozpływania się szkliwa pod wpływem wysokiej temperatury wyszłyby inne odcienie koloru.

Antyczny turkus jest bardziej intensywny, ale ta warstewka była cienka i wyszło bardziej jak błękitna laguna :] Wypał na 1020-1080 stopni.

Następnym razem wetrę najpierw szkliwo w zagłębienia, aby nie było prześwitów, bo jak się okazało nie zawsze przez natryskiwanie dotrze się w drobne rowki... ale w końcu człowiek się uczy. Mam już plany na kolejne kolory i szkliwienia - nawet kupiłam sobie ostatnio oberżynowe szkliwko, które w połączeniu z takim indyjskim wzorem mam nadzieję, że też wyjdzie ciekawie.

W każdym razie to jedna z dwóch pater, które odebrałam w sobotę z pracowni. Jedna z nich - patera z indyjskiej laguny :] stoi sobie już u nowych właścicieli, bo w sobotę byliśmy na parapetówce... a o drugiej niebawem.

Teraz napawam się zdjęciami.

PS a miało być o deserze panna cotta :]

PS aha! mam wolne do 4 stycznia :]]] Jest pięknie!
czyli istnieje też nadzieja, że będę mogła wrzucać zdjęcia zrobione przy świetle dziennym, a nie jak zwykle po pracy w sztucznym.

niedziela, 20 grudnia 2009

misa na owoce








Przedstawiam Wam jedną z moich większych prac. Misa na owoce z ciemnej gliny, pokryta czarną angobą z wyciskanym, złoconym reliefem. Wykonana jest z plastrów gliny, w których został odbity motyw roślinny. Forma, która mi posłużyła do uzyskania równego kształtu wyjątkowo nie była wykładana tylko obkładana, dzięki temu motyw powstał od środka. Ciężka w wykonaniu o tyle, że rzadko kiedy taka misa przy wysychaniu nie pęka - mnie się udało. Trochę waży, ale i parę dobrych kilogramów owoców się mieści... np. zimowych jabłek :]

wtorek, 8 grudnia 2009

kwiatki z dedykacją






Codziennie obserwuję statystyki na google.analytics i wiecie co...? Znikają moje smutki, jak widzę zieloną strzałeczkę w górę ze wzrostem czytających. Takie to miłe uczucie, że w ogóle ktokolwiek tu zagląda. Przoduje Warszawa, Wrocław, Gdynia, Lublin i Kraków. Wszystkich ciepło pozdrawiam i dedykuję moje ceramiczne kwiatki.

Taki bardziej pozytywny akcencik na koniec dnia... a dzień nie powiem był ciężki. Zostałam przygnieciona i przybita przez korporację nie po raz pierwszy, ale przecież jestem Hiłomanką... :] HE-WOMAN!

Odliczam dni do Świąt, a później do ferii. Ferie! Jadę pierwszy raz na ferie i pierwszy raz na normalny* urlop od... hmmm... no w lutym będę mogła powiedzieć prawie od 2 lat!

*normalny - nie po 1, 3 lub maks 5 dni, tylko 2 tygodnie! A!!! :))))) !!!

dzwoneczek... pani Dzwoneczek




dzyń, dzyń dzyń! to już prawie sanki sunące po śniegu... prawie, bo nie ma śniegu...
Ale oto ceramiczny dzwoneczek zrobiony daaawno temu, ale dopiero teraz obfotografowany. Wykonany z białej gliny i szkliwiony pomarańczowym efektem i złoto-brązowym.

Ten tydzień miał być praski - ze zdjęciami dzielnicy, w której mieszkam, ale tydzień ceramiczny jak widać się trochę przedłuża... nie ucieknie. Obiecuję wrzucić tak czy inaczej.

I jeszcze jeden dzwonek - turkusowy.

poniedziałek, 7 grudnia 2009

Kociaki




Dziś niestety przepadły mi zajęcia z ceramiki. Już miałam nadzieję, że zobaczę moje ulepki, ale niestety musiałam zostać w Królestwie Posępnego Czerepu i właściwie dopiero co wróciłam... eh...

Ale na szczęście człowiek ma trochę oddechu w weekend. Byłam u rodziców i tam zrobiłam trochę zdjęć ceramiki, która została podarowana mojej Mamie. Moje ulubione koty też zadomowiły się właśnie tam. W końcu parę fotek zrobionych w świetle dziennym :]

Koty są wykonane z białej gliny z drobniutkim szamotem. Surowe, nie szkliwione.


sobota, 5 grudnia 2009

kolory jesiennej zimy








Żeremie na rz. Mrodze.

Ktoś tu narozrabiał...


Koszmar niczym z lasu namorzynowego :] Jak to skomentował mąż: drzewo prosto z Kinga :]


Gorące południe i zimna północ...


Urzekające pasożyty. Widzicie te włoski? Kolory?! Natura jest niesamowita...



Mech.



Dzika róża - w sam raz na sok, czy dżem... ponoć najlepiej ją zrywać po pierwszych przymrozkach...


Święta tuż tuż, a śniegu ni widu ni słychu. Za zimnem nie przepadam, ale jak święta to czekam jednak na śnieg. Póki co można było wybrać się na dłuższy spacer.

Na szczęście nad rzeką Mrogą znalazła się "knajpka" z herbatą i pyszną szarlotką. Po małej rozgrzewce można było wrócić do domu. A po drodze... kolory jesiennej zimy, chuby, sprawki bobrów, zalew na rzece, gdzie uwielbiałam chodzić jako nastolatka (rany! jak to brzmi, ale prawda taka, że to było już jakiś czas temu) i gdzie lubię chodzić, gdy tylko mam okazję wyrwać się z gwaru miasta.