piątek, 31 lipca 2009

Mango! GO! GO! GO!





Jak lipiec, to mango!
Jeszcze zdążyłam przez końcem miesiąca, w którym w Indiach W stanie Harjana rozpoczyna się doroczny festiwal mango. Ten szlachetny owoc stanowi ważny element codziennej diety Hindusów.

Podczas festiwalu w Harjanie prezentowane są różne gatunki posmacza indyjskiego (czyli po prostu mango), a także przetwory z tego owocu. Oprócz dżemów są pikantne pikle, słodkawe i gęste sosy - czatneje, a także tradycyjne indyjskie placki przesycone aromatem mango. Dla smakoszy organizowane są konkursy w zjedzeniu największej liczby owoców w ściśle określonym czasie.

Indie są największym na świecie producentem owoców mango, a ich wykorzystanie w tamtejszej kuchni jest niezwykle różnorodne - od owocowych sałatek po wymyślne potrawy gotowane, np. z młodych liści mango mieszkańcy Indii sporządzają sałatkę. Sam owoc mango jest bardzo smaczny, o słodkim smaku i specyficznym aromacie. Spożywany jest na surowo, konserwuje się go w puszkach, służy do wyroby soków, dżemów, galaretek, suszone owoce dodaje się do sosów. Pokrojony miąższ używa się do sałatek owocowych, lodów, słodkich potraw, przystawek z szynki, raków, łososia i potraw mięsnych. W Indiach nasiona wydobywane z pestek służyły jako pokarm w okresach głodu. Z nasion wyrabia się masło mangowe, są one środkiem przeciw robaczycom. W niektórych rejonach Indii mango stanowi w pewnej porze roku główne, a czasem jedyne pożywienie ludności.


Ja też mam swój sposób na słodkie mango:
1 dojrzały owoc mango (obrać, usunąć pestkę)
0,5 szklanki soku z czerwonych pomarańczy
1,5 szklanki soku ananasowego.szczypta imbiru, lód.

Wszystko zmiksować w blenderze i gotowe!
Smacznego!

PS i pochwalę się własnej roboty podkładkami pod filiżanki. to te filcowe serducha :)

Kici-Kawka :)


Kawa z lodami to raj dla łasuchów-kawoszy... czyli dla mnie :)
Oto nowa wariacja z lodami Kit-Kat. Nie dość, że słodkie, to z czekoladowymi chrupkami. :))Mniam!

Kici-Kawka to:
1 filiżnka mocnej kawy
1 szklanka chudego mleka
2 kopiaste łyżki lodów Kit-Kat lub np. czekoladowych
Całość miksujemy w blendzerze. Można dodać jeszcze lodu, aby całość była bardziej zimna.Po wlaniu do szklanek dokładamy 2 kulki lodów na wierzch. Dodajemy jakąś czekoladową słodycz do ozdoby lub z lodów wyjmujemy parę kuleczek Kit-Katowych.

Ehhh... to było grzeszne! MIAU!

środa, 29 lipca 2009

Bornholm...

Odpoczynek Różowej Strzały :)

Malwa w Ronne.


Malwy z Gudhjem.



Tak, tak wróciłam z Bornholmu. Wyspa zachwyca małymi domkami wśród kwiatów malwy i doskonałym PR.
Było trochę pedałowania, ale było warto... dla widoków, świeżego powietrza, zaspokojenia ciekawości i spróbowania czegoś nowego.
Oby Warszawa miała takie ścieżki, oznakowania i kulturę dla rowerzystów, co Duńczycy z wyspy Bornholm.

Jeśli chodzi o smaki, to niestety nie udało mi się spróbować przysmaku wyspy, czyli wędzonego śledzia z surowym żółtkiem tzw. "Słońce nad Gudhjem" (czasem zwany "Słońcem nad Bornholmem"). Ale nie ma tego złego... Spróbowałam sera pleśniowego z mleczarni w Klemensker - Sct. Clemens Danablu, a będąc w krainie łasuchów, czyli po wschodniej stronie wyspy, miałam okazję zobaczyć jak wytwarza się pyszne czekoladki, landrynki i karmelki w 3 tradycyjnych wytwórniach. Oczywiście nie obyło się bez słodkiego, zielonego gorszku, którym kiedyś zajadałam się w Finlandii. Zaskoczył mnie również miód podany na śniadanie. Był z dodatkiem mięty i smakował super! Już wiem, co zrobię z moją miętą :) Poniżej kilka fotek. więcej na
www.nanda.org.pl. '



Zielony groszek w Gudhjem. Pierwszy objadacz - złoczyńca juz się zadekował. To ten skrzydalaty nazwany przez nas muchosą. Taka mucha w paski lub osa bez żądła. Była ich plaga... Czy tam tak zawsze? - nie wiem...?Nasze rowery na plaży w Balce niedaleko Nexo.




Okolice Hammerhus.
Ronne.

Svaneke.

Nasze eksploracje...

Prawy brzeg do brzegu lewego!


To, że stolicę mamy pełną granic i ograniczeń każdy warszawiak i nie-warszawiak wie. Ostatnio na moście świętokrzyskim wytyczono nową (postawiono "tyczkę" graniczną), która dzieli Warszawę na tą prawo- i lewobrzerzną. Granica podziału powstała ponoć na znak, że jej właśnie Warszawy nie dzieli, tylko łączy. Po co i o co tu chodzi nie wiem... A Syrenka na to: " Prawy brzeg do brzegu lewego! Nie dziel Warszawy koleżanko, kolego!". ;p

poniedziałek, 20 lipca 2009

pireuska



Pireuska powstała w upalną sobotę, kiedy spodziewaliśmy się gości. Upalny dzień dał nam w kość. Spać się chciało, a gorącej kawy się raczej nikt nie chciał. Zatem zrobiłam kawę w ekspresie i ostudziłam. Na mały włoski ekspres wsypałam 6 łyżeczek kawy aromatyzowanej - czekoladowej. Po wystudzeniu przelałam do blendera, dodałam nalewki cynamonowo-goździkowej, którą kiedyś kupiłam w okolicach Piresusu. To ponoć tamtejszy przysmak. Później dodałam zimnego, prawie zmrożonego mleka do wartości 0,5 l. Zmiksowałam. Powstała smaczna kawa z dużą pianką. Po przelaniu do wysokich szklanek dodałam lody bakaliowe, udekorowałam ciasteczkiem piernikowym. Pycha!

Zatem:
- mocna kawa z ekspresu - około 1 filiżanka
- odrobina nalewki cynamonowo-gożdzikowej (jeśli nie mamy przy parzeniu kawy dodajemy cynamonu i goździków)
- zimne mleko - prawie zmrożone lub mleko i kostki lodu (ok. 2-3 szklanki w zależności jak mocna ma być całość)
- 2-3 kulki lodów np. bakaliowych, śmietankowych.
- ciacho do dekoracji.
Smacznego!




z ameryky...!




Oto jak wynalazek amerykański cudownie zawitał na polskim gruncie :) Powinnam była zrobić jakiegoś smoothiego, ale najbardziej smakowały mi prosto z krzaka :) Następnym razem się poprawię... ;]

Wędrujące Lalki Pana Pezo








Wędrujące Lalki Pana Pezo to teatr, który pojawia się już po raz kolejny w Warszawie na festiwaru Sztuka Ulicy. Teatr, jak wyczytałam, sięga do wspaniałych tradycji europejskiego karnawału - to widać. Teatr masek, groteski i bufonady. Założony w 1993 w Sankt Petersburgu szuka inspiracji w tańcach barokowych, historycznej sztuce walki, średniowiecznych miniaturach.

Wieczorem w Parku Agrykola przedstawili kameralne misterium pt. MIGNONE, o dziewczynce, która mieszka w szafce, wypełnionej, podobnie jak nasze serca, różnymi obrazami, strachem, wątpliwościami i radością. Lalki i maski wypełniają ten zwariowany świat, wywołujący śmiech i współczucie widzów. Interaktywna gra z publicznością, dynamiczne wstawki taneczne, nieoczekiwane zwroty akcji i możliwość rozmaitych interpretacji. Przemiana głównej bohaterki i dziwaczność współwystępujących stworów tworzy oryginalną przestrzeń estetyczną, organicznie wpisującą się w środek miasta.
Sztuka Ulicy 2009, Warszawa.

UWAGA babcie!









Niech nikt się nie zdziwi, że nie wrzucam kolejnego koktajlu... Niebawem wrzucę, ale musze się od razu usprawiedliwić, że nie będzie mnie w najbliższym czasie, więc zostawiam coś na odpoczynek, aby nie wykończyć domowych blenedrów :)
Nie potrafiłam nie wrzucić zdjęć jakie w końcu odgrzebałam w komputerze, a już dawno miały się tu pojwiać...

Nie tak dawno temu był festiwal Sztuka Ulicy 2009. Postanowiłam wrzucić kilka zdjęć ze spektakli, na których byłam. Co roku wyczekuję na letnią sztukę uliczną, gdzie króluje taniec, teatr plenerowy, cyrk i film. Wszystko za free w ciepłe, letnie wieczory. Przestrzeń miasta wypełnia się projektami artystycznych formacji z Europy. Żyć, nie umierać! ...takie miasto lubię :)

Napierwszy ogień blogowy idą BABCIE i austriacki zespół Irrwisch. Grupa pochodzi z Wiednia, ale znana jest na wielu ulicach wielkich i mniejszych miast – jako typowy teatr uliczny od kilkunastu już lat objeżdża Europę, grając na wszelkich możliwych festiwalach i miejskich festynach.

Theater Irrwisch i ich przedstawienie pt. Babcie (oryg. Grannies – 2008) to utrzymana w duchu Monty Pythona opowieść o starszych paniach. Szalejące po ulicach emerytki powodują niemałe zakłócenia porządku publicznego – popełniają nieustannie wykroczenia i doprowadzają do anarchicznych, a jednocześnie prześmiesznych sytuacji.
Z charakterystycznym poczuciem humoru i dużą maestrią aktorską Irrwisch pokazuje, że babciny gang w kapelusikach i z parasolkami może być nie mniej groźny niż klasyczni „zadymiacze” wywołujący na co dzień miejskie rozruchy. Lepiej nie zadzierać z tymi staruszkami, a przynajmniej nie mieć im za złe ustawicznego przekraczania granic dobrych obyczajów. Oto i kilka zdjęć. Zobacznie sami. Rynek Nowego Miasta w Warszawie był lekko zdezorientowany...









środa, 15 lipca 2009

Jagodowa Noc


Jak już się naczytałam jakie to drogocenne są jagody doszłam do wniosku, że powinnam taki koktajl pić codzienne. Za dużo czasu spędzam przed monitorem i to nie tylko w pracy. A jagody poprawiają wzrok - pomagają w regeneracji siatkówki oraz niwelują zmęczenie oczu. Głównie dzięki antocyjanom - barwnikom, które powodują, iż jagody są niebieskie, mają one również pewien wpływ na zahamowanie procesu starzenia.Poza tym są niskokaloryczne.

Zatem do dzieła:
1 szklanka jagód (najlepiej zmrożonych)
3 śliwki bez pestki - mogą być suszone
1 szklanka soku z czarnej porzeczki
Można osłodzić miodem, o ile nie wrzuciliśmy śliwek suszonych, które dają słodycz.

Ot, cała filozofia! Smacznego!

poniedziałek, 13 lipca 2009

kwiat paproci




Wcale nie rozkwitł w najkrótszą noc, ani na leśnej polanie, a wypijając go zapewnisz sobie dostatek...
witamin B i C :)
Mój KWIAT PAPROCI to:- baza, czyli sam kwiat, sorbet truskawkowo-jabłkowo-ananasowy (zmrożone truskawki, zmrożone jabłko i sok ananasowy). Po zmiksowaniu odkładamy 3 łyżki, do pozostałej części dodajemy dużą szklankę jagód. Miksujemy jak zawsze w blenderze. Nalewamy np. do szerokiej filiżanki i na wierzchu kładziemy pozostawiony wcześniej sorbet formując kwiatek.Kilka jagód do dekoracji.
Smacznego!

piątek, 10 lipca 2009

Moja Polska






Barwy biała i czerwona zostały uznane za narodowe po raz pierwszy 3 maja 1792. Biel wchodząca w skład barw Polski do 1980 była określana słownie, bez podawania jej parametrów. Stan ten zmieniła ustawa z 1980: biel ustalona w załączniku do ustawy z 31 stycznia 1980 nie jest idealnie biała. Jest to skutkiem faktu, że ustalono dla bieli parametr jasności Y=82; idealna biel powinna mieć ten parametr równy około 100. Po przeliczeniu ustawowej bieli na jedną z przestrzeni barw RGB, sRGB, otrzymuje się szesnastkowo: # E9.E8.E7.

Czerwień na fladze narodowej miała odcień karmazynu. Jednakże w rozporządzeniu Prezydenta Rzeczypospolitej z 13 grudnia 1927 odcień czerwieni zmieniono na cynober. Nowe rozporządzenie weszło w życie 28 marca 1928; zezwolono w nim jednak na używanie dotychczasowych flag do 28 marca 1930. Cynober – potwierdzony w ustawie z 1955 sankcjonującej godło bez korony – pozostał na polskich flagach do 1980. Obydwa odcienie czerwieni, karmazyn i cynober, nie były dokładnie zdefiniowane. Zarówno opis słowny, jak i wzór graficzny odnosiły się do potocznego rozumienia tych barw, bez podawania ich konkretnych parametrów.

W ustawie z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych barwy flagi określono za pomocą współrzędnych trójchromatycznych, a dopuszczalne różnice barw za pomocą parametru ΔE*u*v*, w przestrzeni CIELUV.

barwa x y Y E
biała 0,315 0,320 82,0 4,0
czerwona 0,570 0,305 16,0 8,0

Jak dla mnie delta E 8 to stanowczo zbyt duże wahnięcie. Ponoć moja pomyłka w postrzeganiu jest ok. 2,8 o ile dobrze pamiętam - co i tak jest sukcesem ponieważ ludzkie oko (osoby nie pracującej przy kolorach, czyli nie-grafików, nie-drukarzy itp.) wynosi średnio 4-5 i więcej.

Naszą flagę łatwo pomylić z: niemieckim landem - Turyngia, Górną Austrią, hiszpańską prowincją Kantabria i historycznymi barwami Czech (jako krainy historycznej tworzącej razem z Morawami i Śląskiem Czeskim współczesną Republikę Czeską).

A co do "Mojej Polski", to ma tradycyjny smak słodkich malin (zmiksowane zmrożone maliny z odrobiną soku pomarańczowego) oraz trochę naleciałości - egzotyki w postaci koktajlu bananowego z... przeszkodami, jak to w Polsce :) (zmikswoane zmrożone banany ze śmietanka i płatkami migdałowymi). Do ozdoby trochę cynamonu. Bardziej nawiązuję tu kolorami niż smakiem, bo tak mój smoothie musiałby być kiełbasiano-mleczy, a lepiej, żeby taki nie był... SIC! ;]

czwartek, 9 lipca 2009

Malinowa Rozkosz





Ja w malinowym chruśniaku moich malinek na smoothiego nie zrywałam... a może i szkoda :p Za to po zrobieniu malinowa rozkosz jest nieunikniona. Aby jej doznać trzeba zmiksować mrożone maliny, po przełożeniu do wysokiej szklanki przykryć warstewką bitej śmietany i startej czekolady. Dorzucić kilka malin do dekoracji. Pycha!

W malinowej kuchni, przed sąsiadów wzrokiem
Zapodziana po głowę, przez mniej niż pół godziny
Wrzucałam do blendera kupione wczoraj maliny.
Palce miałam na oślep skrwawione ich sokiem.

Deszcz huczał basem, jakby straszył kwiaty,
Rdzawe guzy w kroplach obmywał liść chory,
Za oknem samochodów światła skrzyły się wisiory,
I szedł pod drzewami jakiś pies kudłaty.

Duszno było od malin, które, śpiewając wrzucałam,
A śpiew mój tylko wówczas nacichał w ich woni,
Gdym włączała blender co mi drżał w dłoni...

I nie wiem, jak się stało, jestem wciąż zdziwiona,
że Rozkosz Malinowa tak szybko gotowa!

Kto kojarzy oryginał, niech sobie dla odświeżenia znajdzie i poczyta w sieci... lub posłucha, bo słowa wiersza Leśmiana zaśpiewał Grechuta.

Czujesz miętę?




Mięta już pojawiła się na moim blogu w MIĘTONÓWCE, jako orzeźwiający dodatek do jabłek i soku ananasowego. Tam wspomniałam o pochodzeniu mojej ogródkowej mięty pieprzowej. Ale tak naprawdę mięta pieprzowa jest miksem międzygatunkowym.
Najstarszą jest ta zielona. Znana była w medycynie chińskiej, używana do balsamowania zwłok w Egipcie, jest obecna w mitologii greckiej i w Nowym Testamencie. W zamierzchłych czasach uważano, że pobudza mózg do myślenia (w tej chwili powinnam wypić chyba jakiś napar!) i dlatego uczniowie rzymskich filozofów uwieńczali nią skronie. Hipokrates, Paracelsus i Avicenna doceniali ją jako lek na różne dolegliwości. W średniowieczu miętę przykładano na miejsca po ukąszeniach szerszeni i pszczół, czego w praktyce nikomu nie życzę :)

Mięta inspiruje nie tylko w kuchni, ale również w modzie. W swojej wiosennej kolekcji inspirowanej latami 90. Stella McCartney zaprojektowała kilka zestawów zbudowanych na mięcie od stóp od głów. Alber Elbaz zaś proponuje miętę w odcieniu cukierkowym wypuszczając na wybieg kobiecą mini z seledynowym dołem. Kolory balansujące między słodką pistacją, a orzeźwiającą miętą. Oczywiście mężczyźni stwierdziliby, że mięta to roślina a nie kolor, podobnie jak i śliwka (a co to w ogóle jest fuksja! ). Jak dla mnie mięta, to mięta, a kolor raczej: 50/0/31/0 jaśniejsza lub ciemniejszy odcień: 64/0/42/0.

Ja również zakombinowałam z miętą i... to chyba za bardzo. Zakombinowane to dobre słowo w tym przypadku ponieważ zmiksowałam liście mięty z syropem imbirowym i sokiem cytrynowym.
Pomyślałam sobie, że to będzie doskonała mikstura jako dodatek do zimnej wody nie tylko na poranne mdłości, ale chorobę lokomocyjną (to coś w szczególności dla mnie) i dla orzeźwienia. Dlatego moją miętowo-imbirowo-cytrynową miksturę zamroziłam w foremce do lodu. Po zamrożeniu czas na test i zdjęcia.

Wyszło nieźle, powiedziałabym orzeźwiająco! Do szklanki wody taki lód jest super. Jedyny minus jaki odkryłam w trakcie rozpuszczania się miksturowych kostek lodu (chociaż nie wszystkim testującym może to przeszkadzać) to pływające "śmietki" zmiksowanych liści mięty, niczym fusy. Jeszcze zimne unoszą się na powierzchni, więc zanurzona słomka rozwiązuje sprawę, ale w miarę ocieplania się płynu - opadają na dno, wtedy trzeba pić normalnie... ale najlepiej... przecedzić miksturę przed zamrożeniem (to z pewnością zrobię następnym razem), bądź pić póki zimne i orzeźwiające. Zatem... smacznego!


Mając taki zapas mięty poszukałam trochę przepisów z dodatkiem mięty. Oto i one:


Kule serowo-miętowe do piwa.
Rozdrobniony biały ser– 1-2 żółtka– świeże liście mięty– sól, pieprz.
Uformować niewielkie kulki. Piec krótko w piekarniku w temp. ok. 120 st. C.

Koktajl Mohito(ulubiony napój E. Hemingwaya)
Miałki cukier (fajnie, jeśli byłby to cukier trzcionowy, a nie biały) – 1 łyżka, sok z cytryny – ok. 7 g wymieszać.
Dolać kieliszek Hawana Club (58 g) lub innego alkoholu (np. wódki), wrzucić kilka kostek lodu. Przelać do wysokiej szklanki, dopełnić wodą sodową, dodać 2 krople goryczki (np. piołunówki), dorzucić gałązkę mięty.

Napar miętowy
(przeciw dolegliwościom żołądka, jelit i trzustki)Dwie łyżki mieszanki ziołowej, w której skład wchodzą: (po 50 g) mięta pieprzowa, ziele tysiącznika, korzeń mniszka lekarskiego oraz łopianu, zalewamy 500 ml wody i doprowadzamy do wrzenia. Po 5 — 10 minutach przecedzamy. Pijemy rano i wieczorem.

Nalewka
(doskonała na trawienie)100 g suszonych liści zalewamy 0,5 litra 70-procentowego spirytusu i odstawiamy na co najmniej 7 dni. Pijemy 10 do 20 kropli trzy razy dziennie w zaburzeniach trawienia, jako środek żółciopędny i po jedzeniu w bólach brzucha, wzdęciach, zgadze, przy odbijaniu, nerwobólach, bólach stawowych i mięśniowych, a także jako środek uspokajający.