środa, 29 lipca 2009

Bornholm...

Odpoczynek Różowej Strzały :)

Malwa w Ronne.


Malwy z Gudhjem.



Tak, tak wróciłam z Bornholmu. Wyspa zachwyca małymi domkami wśród kwiatów malwy i doskonałym PR.
Było trochę pedałowania, ale było warto... dla widoków, świeżego powietrza, zaspokojenia ciekawości i spróbowania czegoś nowego.
Oby Warszawa miała takie ścieżki, oznakowania i kulturę dla rowerzystów, co Duńczycy z wyspy Bornholm.

Jeśli chodzi o smaki, to niestety nie udało mi się spróbować przysmaku wyspy, czyli wędzonego śledzia z surowym żółtkiem tzw. "Słońce nad Gudhjem" (czasem zwany "Słońcem nad Bornholmem"). Ale nie ma tego złego... Spróbowałam sera pleśniowego z mleczarni w Klemensker - Sct. Clemens Danablu, a będąc w krainie łasuchów, czyli po wschodniej stronie wyspy, miałam okazję zobaczyć jak wytwarza się pyszne czekoladki, landrynki i karmelki w 3 tradycyjnych wytwórniach. Oczywiście nie obyło się bez słodkiego, zielonego gorszku, którym kiedyś zajadałam się w Finlandii. Zaskoczył mnie również miód podany na śniadanie. Był z dodatkiem mięty i smakował super! Już wiem, co zrobię z moją miętą :) Poniżej kilka fotek. więcej na
www.nanda.org.pl. '



Zielony groszek w Gudhjem. Pierwszy objadacz - złoczyńca juz się zadekował. To ten skrzydalaty nazwany przez nas muchosą. Taka mucha w paski lub osa bez żądła. Była ich plaga... Czy tam tak zawsze? - nie wiem...?Nasze rowery na plaży w Balce niedaleko Nexo.




Okolice Hammerhus.
Ronne.

Svaneke.

Nasze eksploracje...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz