niedziela, 28 marca 2010

kawa dla Ireny i Wiesława





Niedzielnego wiosennego poranka, kiedy to Irena zbudziła się niby o tej samej godzinie co zwykle Wiesław uświadomił swoją piękność, że jednak jest godzina później.
- "O! rzesz ty Słodki! - przecież o tej porze zwykle pijam już kawę!"

Wiesław zadygotał... Nie lubi jak Irena się złości - szkodzi to jej urodzie. Popędził do kuchni i zaparzył poranną kawkę. Z namaszczeniem otworzył nową puszkę słodkiego mleka, spienił porcyjkę mniej tłustego specjalnie dla Ireny i już po chwili wparadował z dumą do salonu niosąc na srebrnej tacy kawę dla siebie i swojej ukochanej.

Irena zapiała z radości i rzuciła się w ramiona Wiesława całując go prosto w dziobek.
- "Wiedziałam, że mogę zawsze na Ciebie liczyć Wiesławie!" - zawołała radośnie.

Rozsiedli się wygodnie na pufie z liści bananowca i delektowali się poranną kawą. Ulubiona czarna Wiesława i słodka z mlekiem i pianką Ireny. Spoglądali na siebie z miłością aż do ostatniej kropli... i jeszcze dłużej.

niedziela, 21 marca 2010

buszujący w kubkach





Dziś poczułam wiosnę! W końcu mogłam odetchnąć po całym tygodniu pracy... szkoda tylko, że już jutro zacznie się wszystko od nowa, bo brakuje mi ostatnio powietrza. Może ta zima była za długa? A może sami nie potrafimy wyrwać się jeszcze z tego snu? Jedno jest pewne: wiosna tuż... tuż.

Mam nadzieje, że przyniesie ona nową świeżość i wiatr w żagle. Tego życzę każdemu i sobie.

A po zimie.... szary nakrapiany ptasior wybudził się ze snu i buszuje wśród kuchennych kubków. Zaskoczony nową lodówką łypie na nią co trochę okiem i niby jej nie zauważając poczytuje tapetę - gazetę.

sobota, 20 marca 2010

zimna ryba? a kysz!


Marzenie ściętej głowy, żeby tak pięknie się łączyły wszystkie szkliwa...


Jak obiecałam wśród rybiej kolorystyki nastąpiło nagłe ocieplenie. Tym razem już nie brązy i turkusy, ale czerwienie, żółcienie i soczyste pomarańcze - takie... wcale nie "zimne ryby".
Teraz się zastanawiam: broszka czy magnes na lodówkę? :)

niedziela, 14 marca 2010

ranny ptaszek w mauritiusie


Dopiero co wygrzebał się z gniazdka, ledwo odkrył kołderkę, a już po porannej kąpieli kręci się po kuchni. Tak to bywa z ptasiorami w Mauritiusie...



PS kolejna ptaszyna, tym razem w kolorze - co u mnie jest rzadkością. W oryginale ptak miał być biały i błyszczący z pięknymi efektami w postaci niby wykwitów kryształów.

Niestety szkliwo ORION jest na wyższą temperaturę niż mam zwykle w piecu (na 1200 stopni, czyli o 200-300 za mało) - nie przepaliło się i została twarda, biała skorupa. Postanowiłam zatem go przemalować szkliwem od Argillae o wdzięcznej nazwie Mauritus.

Myślę, że przez to, że pod spodem jest inne szkliwo nowa warstwa nie wyszła gładka i satynowa, tylko pozbrylała się i ściągnęła w takie paćki.... ale chyba ma to swój urok "niby-piór" (?)

sobota, 13 marca 2010

duża z pianką!



Sobota jest tym dniem, w którym mogę spokojnie celebrować poranną kawę. W zeszłym tygodniu trele mele kawowe morele, a teraz... ale od początku.

Ostatnio w czasie poszukiwania nowej lodówki, której zakup tymczasem przesunął się w czasie ku niewiadomej przyszłości, trafiłam w pewnym sklepie ze sprzętem AGD na "spieniacz do mleka".

Proste ustrojstwo, a ile radości... :) Ot niewielki kubeczek w cenie dwóch wyjść na kawę, z akumulatorem i kręcącą się sprężynką.
Mając tylko włoską kawiarkę, a nie typowy ciśnieniowy ekspres, teraz mogę sobie robić puszystą pianę na... cztery! palce :)

Zatem małe celebrowanie dużej z pianką i cynamonem i... do roboty!

czwartek, 11 marca 2010

z mórz i oceanów...




Rybka wykonana z białej gliny szamotowej (szamot, to te białe kropeczki - "kamyczki") i poszkliwiona "zielenią Tiffaniego" firmy Terracolor. Jak widać zieleń to raczej turkus, a ze śniadaniem zeszło się aż do kąpieli...



Nie do końca z mórz i oceanów, ale z mojej komody, w czasie prac eksploracyjnych pt. "poszukiwanie, mam nadzieję nie-zaginionego paszportu" wypłynęła rybka.

Leżała sobie na dnie pudełka, milcząca, i czekała, aż znów będzie mogła ujrzeć światło dzienne. Doczekała się właśnie tej chwili, a dużo czasu upłynęło w zapomnieniu.
Okazuje się, że już dawno w odmętach moich myśli czaiły się ryby...

sobota, 6 marca 2010

trele mele kawowe morele



Jak dobrze zacząć dzień...?
... wolny dzień zaznaczam, czyli weekendową sobotę.

Przede wszystkim wstać o godzinie bliżej nieokreślonej i co najważniejsze nie tej co zwykle. Zaparzyć kawkę i celebrować ją co najmniej dłuższą chwilę w niecodziennej oprawie. W tą sobotę padło na morele. Była to może trochę przesadzona fantazja, bo oprócz kawy, mleka i kilku moreli do blendera wlałam też sok brzoskwiniowy i pomarańczowy - niby niewiele, ale następnym razem zostanę tylko przy morelach :]

W-Zetka i kawka...hmmmmm.... takie poranne terele morele.

środa, 3 marca 2010

BIG fish



W 100% zgadzam się z Argillae, że łączenie szkliw to wiedza tajemna... Widać to w szczególności na moich nowych rybkach. Te "płaszczko-niby-skalary" są nieco większe niż zwykle i prezentują się w dwóch kolorach: turkusowym i żółtym.

Okazuje się, że połączenie to nie daje w rezultacie zielonego (nawet na to nie liczyłam), tylko... czarny - i oto przykład tajemnej reakcji dwóch szkliw... to jeszcze nic, bo na drugiej rybie między turkusem, a granatem zaszła reakcja i mamy zimny jasno (!) niebieski... hmmm... (?!)

Jeszcze w pracowni leży seria na nowe szkliwienie - tym razem obiecuję zmienić nieco gamę kolorystyczną. A jeszcze następne będą z czarniej gliny.

Wszystkie rybki są już broszkami. Jeśli ktoś ma ochotę na taką rybroszkę niech pisze.