niedziela, 25 marca 2012

muszelki - ceramiczne mydelniczki

Mydelniczki, z kremowej gliny,  mały być pierwotnie perłowe. Niestety moje kolejne starcie z tym niewdzięcznym szkliwem skończyło się porażką. Nauczona doświadczeniem poprawiłam całość turkusem. Oto i efekty, a o perłach zapominam - trzeciego podejścia  nie robię. 

 


 Jest to poprawka po źle przepalonym szkliwie, zatem gruba warstwa całości spowodowała, że wszystko się tak lazurowo porozlewało, poplamiło - nie jest to równa warstwa jednolitego turkusu - ale i tak z efektu jestem zadowolona. Nieprzepalona perła jest okropna ;p




środa, 21 marca 2012

Ecovia, czyli rowerem w Portugalii

To nie moje foto. Widok ogólny na trasę Ecovia pochodzi z http://lisboabike.blogspot.com/
Po zwiedzaniu Lizbony i odpoczynku w pięknej miejscowości Tavira postanowiliśmy trochę się ruszyć. Gdziekolwiek byśmy nie byli, a jesteśmy pozbawieni roweru, to koniecznie musimy go wypożyczyć i wyruszyć w jakąkolwiek trasę. Udało się w Lizbonie, więc stwierdziliśmy, że będąc w na południowym wybrzeżu obowiązkiem jest przejechać się Ecovią. 
Ecovia to 214 km trasa rowerowa zaplanowana wzdłuż południowego brzegu Portugalii. Łączy ona najbardziej wysunięty na pd-zach kraniec Europy - Cabo de Sao Vincente (przylądek Św. Wincentego) z Villa Real de Santo Antonio przy granicy z Hiszpanią. Cała trasa marzy mi się do dziś i można by powiedzieć, że dosyć łatwo można by ją zrobić na spokojnie koło 4 dni. Póki co myślimy nad logistyką rowerowo-bagażową i zostawiamy sobie całość na wakacje 2012 :) W wakacje 2011 udało nam się zapoznać z jej fragmentami. Ogólnie trasa przebiega przez tereny różnego typu: od ruchliwej trasy N125 i N 122, przez mniej ruchliwe uliczki miasteczek, po ubite gliniasto-piaszczyste ścieżki. Zatem rower miejski odpada i wybraliśmy wygodne rowery górskie. 


Będąc w Tavirze wypożyczyliśmy rowery, w o dziwo, bardzo dobrym stanie jak na "wspólne dobro" tego typu. Postanowiliśmy popedałować do granicy z Hiszpanią korzystając z oznaczonej trasy. Cała idea jest fajna, ale trasa sama w sobie nie do końca jest dobrze oznakowana. Niestety kilkakrotnie jechaliśmy na czuja, a do samego punktu "zero" nie dotarliśmy, ale o tym później. Trasa bezpieczna, pomimo ruchliwych fragmentów, ale tylko dzięki kulturze jazdy Portugalczyków. U nas niestety by się to nie sprawdziło. Przykre, ale prawdziwe.
Ze względu na fakt, że to był tylko wypad rowerowy na jeden dzień nasza trasa miała wersję "tam i powrót", zatem w sumie wyszło ok. 65 km. Mapa poniżej.
 


Poranek w Tavirze. Pogoda na wycieczkę - idealna.

 



















Wyruszyliśmy rano. Pogoda nam sprzyjała, bo było ok. 26 stopni, a niebo trochę przesłaniały pierzaste chmurki. Nie było pełnego słońca - póki co. 

Zapas wody, niezbędne rzeczy i w drogę. Pierwszy fragment to saliny w okolicach Taviry i  rezerwat ptaków. Ubity piach i glina. Trochę kamieni i  drewniane kładki nad kanałami.


O nie. To ja - wersja cyklistka na wakacjach ;p
Kaski nieobowiązkowe. Pan się nawet zdziwił po co nam...
Charakterystyczne oznaczenia trasy z mapką i co kryje okolica.



Dalej trasa podobna  - pola, ubite polne ścieżki i sady granatów i mango.



Mały przystanek po dojechaniu do oceanu i punktu widokowego.... i dalej w drogę. 


 Rower męża. Kto by pomyślał, że znajdziemy w wypożyczalni prawie taki sam jak w domu.

 Trasa biegła prosto, ale stwierdziliśmy, że jak już jesteśmy w miejscowości wypoczynkowej z plażą to trzeba na nią zajrzeć i rozprostować kości. Odpoczynek na plaży w miejscowości Altura.


Później w wielkim skrócie asfalt, asfalt i górki. Było trochę błądzenia, ale dotarliśmy do Castro Marim.Teoretycznie wszystko się zgadzało...


Urocze Castro Marim.


 Most do Hiszpanii. I właśnie do tego miejsca wszystko się zgadzało, bo... w tamtą stronę były już same trasy szybkiego ruchu. Trochę pobłądziliśmy znajdując nieliczne oznaczenia, ale dalej pokierowało nas z powrotem do Castro Marim i ruin zamku. Dalej zakaz ruchu rowerowego itp. jak to na autostradzie. Trochę się wkurzyliśmy, bo oznaczenia zawiodły nas w punkt wyjścia. Zatem w pełnym słońcu i jakiś 33 stopniach jak nie więcej szykowaliśmy się do odwrotu.


Wracając znaleźliśmy trop. Powinniśmy nie jechać do Castro Marim tylko wjechać na trasę N122, którą przecinaliśmy. Nie pomyśleliśmy, że Ecovia w tym miejscu zmienia się z beztroskich ścieżek w ruchliwą trasę z TIRami. Ruch spory.

Takie miejsca mnie zbytnio stresują, więc moja złość na zgubioną drogę trochę mi minęła, jak to miałaby być ta trasa...

Na zdjęciu stacyjka kolejowa w szczerym polu z nazwą właśnie tej miejscowości - do zabudowań miejscowości o tej samej nazwie jest ok. 6 km ;p - to też nas trochę zmyliło...Mapa znaleziona w internecie z trasą Ecovii  - beznadziejna.



 Odpoczynek w drodze. Zrobiło się słonecznie. Jeszcze przed zachodem słońca zajechaliśmy o Taviry. Trochę zawiedzeni, ale cali i bezpieczni.



 Nasz fragment trasy, gdzie zaczęliśmy niepotrzebnie jechać na północ. Przy Sao Bartolomeu powinniśmy pojechać gdzieś prosto trasą szybkiego ruchu N122, a nie do Casro Marim. Póżniej rzeka niestety odcinała drogę, a na most, który ją przekraczał był zakaz ruchu rowerowego.


Mały wykresik z przewyższeniami (niebieskie) i prędkością (pomarańczowe) na trasie.
Nie było płasko. Fragmentami trzeba było się wtoczyć na 100-120 m n.p.m z poziomu praktycznie 20 i plaży :) Niebieska linia. Ale jak pod górkę to i z górki, więc można było poczuć wiatr we włosach. (wykres prędkości  - linia pomarańczowa).


 Poniżej mapka, a zatem: dotarliśmy do Castro Marim, a powinniśmy do Villa Real de Santo Antonio. Tylko, że niestety trzeba by było wjechać na trasę N122, a to już nas tak bardzo nie kusiło i darowaliśmy sobie. Zmęczeni wcześniejszym plątaniem się postanowiliśmy wrócić, aby jeszcze zdążyć przez zmrokiem.


Ale było super. Suma summarum do powtórzenia, mam nadzieję, jako całość 214 km. W najbliższym czasie na blogu opis drugiego końca Ecovii. Będziemy padałować z Sagres  na sam cypel! Znajdziemy punkt ZERO (km oczywiście).


niedziela, 18 marca 2012

Tavira - czas na odpoczynek

Po kilku dniach w Lizbonie byliśmy już zmęczeni zwiedzaniem i miastem. Pociągiem wybraliśmy się na południe - w region Algarve - to taki odpowiednik powiedzmy naszego Pomorza. Powiedzmy :)
Po przesiadce w miejscowości Tunes jedziemy do Taviry. Tory prowadzą wzdłuż brzegu, tak, że możemy z okna podziwiać ocean.

Tavira to niewielka miejscowość, ale o to nam chodziło. Leży nad brzegiem rzeki Gilao i oceanu, ale aby dostać się na plażę trzeba małym promem lub łódką dostać się na zewnętrzny pas wysepek. Delta rzeki rozcina teren tworząc rozlewiska i wyspy, które są doskonałym terenem dla różnych gatunków ptaków - tu też utworzono Rezerwat Naturalny Ria Formosa.
Najbardziej zewnętrzna wyspa to praktycznie sama plaża - patelnia. Długa, piaszczysta i pusta, prawie jak okiem sięgnąć. Poniżej mapka naszego spaceru i widok jak mniej więcej Ilha de Tavira wygląda.

 
Tutaj można spędzić cały dzień pod warunkiem posiadania kremu z filtrem 50.






 Klucz różowych pelikanów. Piękny widok.

 Samotna czapla (?) nad brzegiem rzeki.
 Codzienny rytuał: wizyta na porannym targu po owoce i... na plażę! :)


 Woleliśmy zdecydowanie owoce, niekoniecznie morza.


Charakterystyczne kominy. Wentylacja w stylu mauretańskim.
 Nad miasteczkiem góruje Starówka, z kościołami i runami mauretańskiego zamku. Stąd rozpościera się widok na całe miasteczko i pobliskie saliny, gdzie znajduje się rezerwat ptaków.




 Widok na rzekę Gilao.

Jak Portugalia, to azulejo. Na tej widok na Tavirę i herb miasta.
W punkcie centralnym most Ponte Romana i rzeka Gilao. 
To już na stacji. Po 4 dniach jedziemy dalej w drogę -  na koniec Europy.




wtorek, 13 marca 2012

Odbij sobie! Indyjskie stemple w ceramice

Jak po tytule można się spodziewać tematem są drewniane stemple indyjskie. Ręcznie rzeźbione, oryginalnie używane do "nadrukowywania" - stemplowania wzorów na indyjskich tkaninach metodą batiku.
Ja drewnianych stempli używam do odciskania wzorów w jeszcze świeżej glinie. Dzięki temu powstają niepowtarzalne wzory.

Poniżej kilka przykładów moich prac z użyciem stempli. wzór jest nadal widoczny po poszkliwieniu.

Gdyby ktoś miał ochotę na komplet stempli dla siebie - niech pisze: pozlepiane@gmail.com - mam do sprzedania trochę kompletów i pojedynczych. Poniżej stemple, które możesz sobie u mnie zamówić i użyć nie tylko do gliny, ale i do ozdabiania kartek, scrapbookingu i co tylko w głowie się zrodzi.

Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.


Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie. 


Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.


Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie. 


Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie. 


Komplet stempli  - koszt 24 zł za 4 szt.
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.




Lub pojedyncze z prezentowanych poniżej - 8 zł / szt. 
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.



Lub pojedyncze z prezentowanych poniżej - 8 zł / szt. 
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.


Lub pojedyncze z prezentowanych poniżej - 8 zł / szt. 
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.


Lub pojedyncze z prezentowanych poniżej - 8 zł / szt. 
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie.


Lub pojedyncze z prezentowanych poniżej - 8 zł / szt. 
plus ewentualne koszty przesyłki listem, odbiór osobisty możliwy w Warszawie. 
Zamówienie: pozlepiane@gmail.com


I moje stemplowe dzieła raz jeszcze :)