wtorek, 13 grudnia 2011

drobiazgi w turkusach



Już zapowiedziałam, że zrobiło się turkusowo, zatem, jeśli ktoś ma dosyć monochromatyczności, będzie musiał się uzbroić jeszcze w cierpliwość.  Oto kolejna produkcja z turkusowej zimy - miseczka na drobiazgi... orzeszki? kolczyki? odkładane drobne...? Jak kto woli.

niedziela, 11 grudnia 2011

turkusowa zima

Niestety w tym sezonie były tylko 2 wizyty w pracowni... Na szczęście owocne i co nieco mogę pokazać.
Jeden z owoców mojej pracy dostanie ktoś na prezent :]
Patera w turkusach. (odciskane drewniane stemple indyjskie do zdobienia materiałów robionych met. batiku, biała glina, turkus krakle).



zaległości i zbliżający się koniec...

Zaległości co niemiara, więc chyba nawet nie ma sensu ich rozgrzebywać i nadrabiać. Przez pracę i brak czasu, lub odwrotnie...  z resztą, to rzeczy bardzo powiązane, jakoś tak wyszło.
A myślałam o drugim blogu rowerowym... chyba śnię... nierealne w takim układzie.


Cóż czas leci, a koniec roku się zbliża. A jak koniec roku i zima, to i koniec sezonu rowerowego... niestety. Już na moim "liczniku" widać po statystykach, że ostatnio więcej pada i coraz zimniej... chociaż to i tak mi nie straszne.
Ale i tak cieszę się z takiego grudnia :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

poziomkowe mikro zbiory

Mikro, bo cóż można uzbierać z balkonowej skrzynki... Od czasu, do czasu garstka, ale dobre i to :) mniam!


mantra na dwie pętelki

Po przyjeździe i podejściu na Kalatówki (1250 m n.p.m) zapadła już noc. Podziwialiśmy wieczorne niebo i ciszę, jakiej w mieście brak. Następnego dnia czas na pierwszą i długo wyczekiwaną wycieczkę -  w końcu mamy tu tylko 3 dni!

Postanowiliśmy wybrać się w ładne miejsce, gdzie spokojnie można sobie dojść, odetchnąć, a pierwszego dnia się nie zmasakrować. Padło zatem na dolinę Gąsiennicową. Z Kalatówek zeszliśmy do Kuźnic (1010 m n.p.m), gdzie już z samego rana kolejka ludzi na Kasprowy była dłuższa niż liny samej kolejki na tę górę...



Podreptaliśmy przez Dolinę Jaworzynki na Przełęcz Między Kopami zwana Karczmiskiem (1499 m n.p.m.).


Za przełęczą kilka chwil i byliśmy już przy schronisku w Hali Gąsiennicowej -  w Murowańcu (1500 m n.p.m.).

Po wchłonięciu szarlotki podeszliśmy do Czarnego Stawu Gąsienicowego (1624 m n.p.m). Chłonęliśmy widok chyba z godzinę, aby jeszcze móc popodziwiać go z góry weszliśmy na przełęcz Karb (1853 m n.p.m.).



Jest to przełęcz między Małym Kościelcem, a Kościelcem, na którym był śnieg (!).

Z karbu rozpościera się z jednej strony piękny widok na Czarny Staw Gąsiennicowy i z drugiej strony na pozostałe stawy po drugiej stronie doliny.
 

Poszliśmy w dół do drugiej części Doliny Gąsiennicowej, która skrywała liczne jeziorka, m.in. Czerwone Stawki, Długi Staw, Staw Kurtkowiec, Zielony Staw - to te stawy widać ze szczytu Kasprowego.




Przeszliśmy dolinę nie schodząc już do schroniska Murowaniec, tylko weszliśmy na Skupniów Upłaz i zeszliśmy nim do Kuźnic.

Nie lubię tego odcinka od Boczania - taki strzał w kolano po długiej wycieczce - małe kamory i glina...

A jakby tego było mało... jeszcze podejście z Kuźnic do Kalatówek :) Ale reasumując było pięknie i warto się tam wybrać. W drodze odprawiałam swoją mantrę 1, 2 - wdech, 3 i 4 wydech... i tak zgodnie z biciem serca. Nie ma nic lepszego dla pracownika korporacji jak sobie w górach wyszeptywać przez cały dzień swoją mantrę na dwie pętelki :)


góry nasze góry

Ostatnio zapracowana, zapomniałam już dawno o długim weekendzie sierpniowym. Tradycyjnie wybraliśmy się... nie, nie nie na rowery - tym razem w góry. A jak góry, to oczywiście Tatry i Kalatówki jako baza wypadowa w góry. W ten weekend padł ponoć rekord turystów w Zakopanem, ale na szczęście w samych górach może było 5% całego towarzystwa.

Taki plus bycia w górach, a nie w górskiej miejscowości. Kalatówki to hotel-schronisko, który położony jest na polanie Kalatówki, 45' pieszo wg. drogowskazu z Kuźnic po górkę. Cisza i spokój - uwielbiam tam być.



W nocy póki nie zamkną schroniska można obserwować rozgwieżdżone niebo, ostatnie kursy kolejki z Kasprowego (oczywiście bez turystów, tylko z transportem śmieci lub zaopatrzeniem).  Żyć nie umierać - błogi spokój.



 Niebo nad polaną Kalatówki - księżyc w pełni i aparat na 60 s.







krem z dyni

Wracając z pracy podjechałam do warzywniaka po jabłka... Oczywiście na tym się nie skończyły zakupy, bo zobaczyłam, że już są dynie. Kupiłam kawałek i następnego dnia na obiad był krem z dyni z grzanką. Przygotowanie jest proste i szybkie.



Potrzebujemy:
- kawałek surowej dyni - dla 2 osób ok. 1/8 dyni, taki kawałek o boku 10 cm - jak na zdjęciu.
- mała cebula
- ząbek czosnku
- pół litra rosołu lub wywaru z warzyw
-  curry
- pieprz
- masło ok. 2 łyżki


Na maśle zeszklić posiekaną drobno cebulkę, dodać dynię pokrojoną w kostkę, starty ząbek czosnku. Podsmażyć, przyprawić curry. Jak dynia będzie trochę się rozpadać lub zacznie się lekko karmelizować zalać całość pół litrem rosołu. Ja zrobiłam go z 1 kostki drobiowej - nie dodaję później soli do zupy. Gdy dynia będzie miękka zmiksować zupę na krem. Podawać z grzanką.
Jeśli chcecie, aby zupa była bardziej sycąca można dodać 2 ziemniaki pokrojone w kostkę razem z dynią - na samym początku. Całość można posypać uprażonymi ziarenkami dyni. Smacznego!




czwartek, 28 lipca 2011

Niezobowiązująca pięćdziesiątka.

Pomimo deszczowej aury jakoś udaje mi się trafiać na okna pogodowe - nie tylko z pracy do pracy, ale także w nie mniej deszczowy weekend. Wypróbowałam trasę dalszym odcinkiem wału nad Wisłą - tym razem jeszcze bardziej na południe od mostu siekierkoweskiego.

Z "mojej" Pragi pojechałam tradycyjnie niemalże jak do pracy, Wałem Miedzeszyńskim, później siekierkowskim, a następnie w nowe rejony, czyli na Wał Zawadowski. Pierwszy odcinek trochę męczący - wyjeżdzony fragment trawy na wale na szerokość opony sprawiał, że żałowałam, że nie zjechałam na ścieżkę obok elektrociepłowni. Na szczęście po jakimś czasie pojawiła się asfaltowa droga równoległa do Wisły i rzecz jasna do wału. Pośród pól kapusty, buraków, kukurydzy i pięknie kwitnących słoneczników dotarłam do miejscowości Obórki. Czas naglił, bo miałam jeszcze tego dnia kilka spraw, więc postanowiłam zawrócić na mostku nad rzeczką Jeziorką (właśnie ta rzeczka płynie z Konstancina-J. i wpada w Obórkach do Wisły).
Trasa bardzo wygodna, bo wraca się przez Powsin i Wilanów. Polecam czasem sobie zrobić "niezobowiązującą pięćdziesiątkę". Kto mieszka bardziej na południu może pojechać do miejscowości Gassy.... ale o tym innym razem.


niedziela, 17 lipca 2011

pierwsze kroki w soutache

Dziś zrezygnowałam niestety z wycieczki rowerowej na rzecz zdobywania nowych doświadczeń. Wybrałam się na kameralny kurs robienia biżuterii soutache, czyli dzierganie w ślizgającej się tasiemce sutasz między kamykami i plączącą się nitką. Mimo wszelkich trudności będę próbowała coś jeszcze zrobić. A oto dzisiejszy efekt.


środa, 6 lipca 2011

Ding...dong...

To już jest koniec. Niestety wczoraj zakończył się Festiwal Sztuka Ulicy.
Było wzruszająco, kolorowo i zabawnie. Kto nie był, niech żałuje.

Kilka fotek z wczorajszego przedstawienia "CARILÓ" hiszpańskiej grupy Companyia La Tal. 
Akcja rozgrywała się wokół wielkiego zegara. 6 zabawnych historyjek mnie urzekło. Stroje i pomysł super - niby prosta historia... klauni o wyglądzie szwajcarskich zegarmistrzów wypełniają scenę swoimi kolorowymi strojami niczym klausiki choinkowe. Zobaczcie sami.






niedziela, 3 lipca 2011

Sztuka Ulicy 2011

Od 1 lipca ulice Warszawy pełne sztuki! I nie chodzi tu tylko o prezydencję, ale o sztukę, która będzie miała miejsce w parkach, na skwerach i ulicach stolicy. Od 1 do 5 lipca trwa Sztuka Ulicy. Polecam, bo warto obejrzeć artystów z Polski i zagranicy. Teatry, akrobaci, cyrkowcy i wiele innych. Szczegóły tutaj.



Trudno się nie wybrać pamiętając jaki chaos na Starówce zrobiły Babcie lub jak wzruszył mnie świat wędrujących Lalek i dziewczynki mieszkającej w szafie. 
PS coś w zeszłym roku widzę, że leniuchowałam i nie wrzuciłam relacji... a szkoda.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

kremowy dzbanek

I oto powstał! Z kremowej gliny z szamotem.
Wałeczek po wałeczku, wyklepywany i miziany.
Na koniec czesany grzebykiem.
Nie szkliwię - zostawiam póki co surowego... chociaż kusi mnie ta szyjka...

niedziela, 26 czerwca 2011

Ptasior w zieleniach



Kolejny amator zieleni zamieszkał na moim balkonie... Nie mam sumienia wyganiać... z niech sobie siedzi.

piątek, 24 czerwca 2011

Ścieżka nad Wisłą

Już jakiś czas temu po prawej stronie Wisły (tu gdzie stadion i Praga, jeśli komuś się myli) zaczęto robić porządki. Efektem jest bardzo ładna ścieżka, o której postanowiłam napisać, bo ku mojemu zaskoczeniu wiele osób jeszcze o niej nie słyszało.



Ścieżka powstała dla biegaczy, ale bardzo miło się nią spaceruje, tudzież podąża się nią rowerem.
Jadąc do pracy czasem wydłużam lub utrudniam sobie trasę jadąc innym mostem niż zwykle lub zbaczam właśnie na nadwiślańską ścieżkę, bo warto... Rano jest tak pusto, że można sobie poszaleć :) a po południu odpocząć na plaży.




Jadąc czy idąc nią mam wrażenie jakbym nie była w Warszawie. Jest trochę dziko, zielono, raz mija się plażę, raz przystań. Ścieżką można iść/jechać od mostu Gdańskiego aż do trasy Łazienkowskiej.  Będąc przy trasie nie trzeba zawracać, bo można przeprawą promową przedostać się na lewy brzeg lub wyjść/wyjechać w stronę ul. Zwycięzców.  Dalej rowerzyści mogą kontynuować wycieczkę ścieżką rowerową wzdłuż wału, a piesi przejść się na Francuską lub w stronę stadionu.

Polecam wszystkim. Spacerującym (także z wózkiem / małym dzieckiem) i rowerzystom - byle na siebie uważać :)