wtorek, 27 października 2009
cynamonowy orzech
Byłoby grzechm nie udekorować całości gałką lodów czekoladowych... a najlepiej orzechowych, ale takowych akurat nie miałam pod ręką.
Miksujemy szklankę mleka, garść orzechów laskowych, łyżeczkę miodu i pół łyżeczki mielonego cynamonu. Jak ktoś lubi można dodać lód, albo mleko podgrzać - zależy czy ma być na zimno czy na ciepło :] Jedno jest pewne: jesienne smutki giną!
niedziela, 25 października 2009
czekoladowo mi!
Na jesienne smutki i chłody nie ma jak czekolada... w szczególności taka na gorąco z gałką lodów śmietankowych lub czekoladowych lub jak kto lubi :]
Ja jakiś czas temu zrobiłam kokosową czekoladę na gorąco z lodami czekoladowymi i bitą śmietaną - ale tylko do ozdoby... i tak było wystarczająco grzesznie i kalorycznie :]
Jak zrobić:
250 ml mleczka kokosowego
1 tabliczka gorzkiej czekolady
1 tabliczka białej czekolady
0,5 szklanki mleka
Rozpuścić czekoladę z mleczku i mleku- nic prostszego.
Jak ktoś woli rzadsza - można dodać pół szklanki mleka - ja wolę gęstą i aromatyczną.
Dodatkowo mogą całość udoskonalić lody - w smaku jakim kto lubi.
smacznego chyba nie trzeba życzyć :]
piątek, 23 października 2009
czekobananowy smoothie
Nie ma nic prostszego i szybszego na jesienne śniadanie :] aby trochę serotoniny popłynęło razem z tymi strugami deszczu. Nie daję się jednym słowem.
1 szklanka mleka - niepełna
1 banan
1 kopiasta łyżka lodów czekoladowych :]
miksujemy i gotowe.
sma!czne!go!
ps sceneria jesienna - dynie ozdobne z ogródka mamy :]
niebiańskie uziemienie
hmm... no to zapowiada się, że jestem uziemiona przez najbliższy czas... chyba, że wpisy będę robiła tylko lewą ręką - niestety prawa odpada...jestem uziemiona...
ale nie ma tego złego taki czas mi potrzebny - trzeba czasem oderwać się od wszystkiego i poczuć niebiański spokój, mimo bólu.
ps na szczęście trochę smakołyków mam w zanadrzu - nadrobiłam trochę zaległości wcześniej, teraz tylko klik "publikuj" :] cwaniara ze mnie ;p
ale nie ma tego złego taki czas mi potrzebny - trzeba czasem oderwać się od wszystkiego i poczuć niebiański spokój, mimo bólu.
ps na szczęście trochę smakołyków mam w zanadrzu - nadrobiłam trochę zaległości wcześniej, teraz tylko klik "publikuj" :] cwaniara ze mnie ;p
wtorek, 20 października 2009
Ora watch!
Intrygujący zegarek koncepcyjny ORA WATCH greckiego designera Alexandrosa Stasinopoulosa. Niekonwencjonalny i ciekawy. Trzy skrzyżowane paski odmierzające czas. Zegarek występuje w różnych konfiguracjach kolorystycznych.
PS Zegarki i kolczyki to moja ulubiona biżuteria :]
zdjęcia/więcej na: http://www.ale.gr/
poniedziałek, 19 października 2009
kaki jest pomarańczowe
Przygód kaki ciąg dalszy... (kto nie czytał o psotnych igraszkach na sumatrze, niech zerknie na poprzedni wpis :])
To, że kaki jest pomarańczowe każdy widzi.
Nawet w połączeniu z samymi owocami pomarańczy - wyborne!
Trzy największe psoty wylądowały w blenderze - jeden się uchował, ale i tak już po nim - wylądował dnia następnego w innej mieszance owocowej, ale o tym kolejnym razem.
Wystarczy wycisnąć sok z 3 pomarańczy i zmiksować z trzema owocami kaki.
(Sok z kartonu to nie to samo). Można dodać lód.
PS Smakując tą słodycz można by kiedyś spróbować w drinku w połączeniu z Tequillą - myślę, że pasuje...
Smacznego!
To, że kaki jest pomarańczowe każdy widzi.
Nawet w połączeniu z samymi owocami pomarańczy - wyborne!
Trzy największe psoty wylądowały w blenderze - jeden się uchował, ale i tak już po nim - wylądował dnia następnego w innej mieszance owocowej, ale o tym kolejnym razem.
Wystarczy wycisnąć sok z 3 pomarańczy i zmiksować z trzema owocami kaki.
(Sok z kartonu to nie to samo). Można dodać lód.
PS Smakując tą słodycz można by kiedyś spróbować w drinku w połączeniu z Tequillą - myślę, że pasuje...
Smacznego!
niedziela, 18 października 2009
kaki na sumatrze
To krótka opowieść o pysznym końcu. Jak to owoce kaki zakupione we francuskim dużym sklepie w znacznie większej dzielnicy Praga, w jeszcze większym mieście - kraju tego stolicy.
Otóż ta część historii nie jest długa - 4 owoce kaki - zwanego czasem szaronem, czy hebanowcem zakupione po cenie co najmniej okazyjnej, w miejscu wyżej wspomnianym, zabawiały się w miskach glinianych ręcznie przeze mnie lepionych. A że naczynia te szkliwione były kolorem o nazwie niczym z egzotycznych podróży, stąd zatem inspiracji do nazwania tego posta nabrałam :]
Kaki raz na misce sumatrowej, raz obok, ale w pojedynku z moją uwagą ostał się tylko jeden. Ciąg dalszy pysznej historii nastąpi...
PS miski z jasnej gliny lepione, jedna z odbitą serwetką, co moja babcia na szydełku dziergała. Ulepki później wypalone na 800 stopni i szkliwione szkliwem półmatowym zwanym SUMATRA - 1020-1080 stopni. Szkliwo o tyle ciekawe, że warto malować nim pędzlem, a nie natryskiwać, bo każda nierówna grubość, to minimalna różnica odcieni - im grubsze tym bardziej zielonkawo-niebieskie, jeśli cienko położone - brązowe.
Etykiety:
artystycznie,
ceramicznie
sobota, 17 października 2009
Carbonara krok po kroku
Jak zwykle kombinuję w kuchni. Wróciłam zmarznięta z roweru, ucieszona, że jeszcze żyję :] bo niektórzy kierowcy już uznali, że rowerzystów już nie ma (bo mamy zimową jesień) albo nie zdążyli w ogóle uznać, że powinni w ogóle mieć rację bytu :] Nie ważne - czas coś zjeść. Pierwszy raz robiłam "biały sos" do makaronu, bo raczej za takowym nie przepadam... a wyszedł bardzo dobry :]
Oto i moja carbonara krok po kroku. Zamieszczam szczegółowe zdjęcia, bo a nóż ktoś sam zakombinuje w kuchni. Dobra - zatem do dzieła :]
Po pierwsze co potrzeba:
- makaron (ja użyłam krótkich rurek pesto, mimo, że teoretycznie lepszy byłby do tego penne, ale go nie lubię lub conchigoni rigate, którego nie było w sklepie ;p)
- kawałek słoniny pancetta, której też nie było w sklepie, więc użyłam wędzonego boczku
- śmietanka
- masło
- cebula
- pieprz, sól, tymianek
- parmezan
- żółtko jajka
Ja zaczynam od makaronu. Wstawiam wodę, solę i po doprowadzeniu do wrzenia wrzucam makaron. Gotuję na pół twardo. W tym czasie robię sos. Jeśli to drugie trwa dłużej niż pierwsze już nie robię nigdy takiej potrawy, bo szkoda czasu :] Ma być smacznie, ale ma nie być stania przy garach :]
A sos wygląda kolejno tak:
Najpierw kroimy drobno niedużą cebulę, wrzucamy na patelnię kawałeczek masła (ok. 1-2 łyżek) i dorzucamy cebulę. Wystarczy ją zeszklić.
Następnie dorzucamy pokrojony w kostkę boczek i podsmażamy.
Wędzony boczek jest wystarczająco słony, więc nie solę w ogóle sosu, dodaję pieprz.
Następnie do miseczki wlewam ok. szklanki śmietanki, dorzucam parmezan lub jak ktoś nie ma pod ręką może być ser wędzony lub inny ostry w smaku, ale najlepiej tradycyjnie.
Dorzucam żółtko jajka i mieszam.
Powoli wlewam masę na patelnię i na wolnym ogniu mieszam, aż lekko zgęstnieje.
Dodaję tymianku.
Ugotowany makaron odcedzam i wrzucam na patelnię na parę minutek, aby wszystko wymieszać.
I gotowe.
Na talerz, posypać serem, tymiankiem i świeżo zmielonym pieprzem.
Smacznego!
czwartek, 15 października 2009
środa, 14 października 2009
zen...
Zen jest tym, czego mi chyba teraz brakuje... :] Spokoju i wyciszenia. To chyba po prostu tęsknota za jakimś wolnym, czy coś. Jak zoabczyłam te poduchy, to pomyślałam sobie, że musze je mieć... Tylko czego się pozbyć z domu, zeby je zmieścić :]
Są fajne i już, na pozór twarde jak kamienie, ale miłe i miękkie.
Kolekcja LIVINGSTONE S. Marina składa się z sof, siedzisk i poduszek w kształcie kamieni ZEN. Kształty i odcienie są różnorodne. Wykonane są z wysokolestycznej pianki Bultex, pokrytej naturalną wełną.
Poduszki Livingstones wykonane są z niealergicznego, polisilikonowego włókna, pokrytego naturalną wełną lub tkaniną 100% polyster.
Mogą występować z widocznymi lub niewidocznymi przeszyciami.
Projektant: Stephanie Marin
http://www.smarin.net/
Zdjęcia producenta.
poniedziałek, 12 października 2009
przejażdzka...
Dawno nie miałam okazji tak po prostu bez okazji zrobić sobie przejażdzkę rowerową. Tak z pracy do pracy, to człowiek czasem pędzi, czasem nie po drodze, aby robić zdjęcia, albo nie ma nastroju...
A mimo zmęczenia i zasiedzenia się nieco za biurkiem warto było środę, czy to był ten ciepły czwartek (?) - już się gubię... wybrać się wieczorem, aby zrobić małe kółeczko.
Było wyjątkowo ciepło i wręcz malowniczo. Zrobiłam parę zdjęć z wyremontowanej trasy W-Z i wróciłam mostem świętokrzyskim...
To chyba ostatni tak ciepły wieczór tej jesieni. Rower powoli chyba idzie w odstawkę... no przynajmniej, póki leje i jest trochę zimno... za zimno jak dla mnie :]
Subskrybuj:
Posty (Atom)