środa, 7 marca 2012

legalne przypalanie, czyli...

wykańczanie deseru :)

Zainspirowana pysznym deserem, który jadałam "na mieście" zaczęłam się zastanawiać jak zrobić go sama. Okazało się, że przepisów na crème brûlée, bo o nim mowa, jest kilka i to na dodatek różniących się przygotowaniem: pieczeniem i bez pieczenia, a to już zasadnicza różnica...

Przeglądając internet, swoje książki, w tym Nigelle, zatrzymałam się w końcu na deserach mistrzów czekolady Lindt. I to w końcu ten przepis wybrałam. Jak mistrzowie w czekoladzie, to na słodkościach chyba się znają (?) Powiem szczerze, że wybór okazał się baaardzo pysz... trafny!


Crème brûlée, czyli () "przypalany krem" w całej okazałości :)
Powinnam dodać jakieś owoce, czy ozdobić jakąś pysznością, ale powiem szczerze, że broni się smakiem sam i już. 


White chocolate crème brûlée - przepis wg. książki " Lindt Chocolate Passion - Lindt's maitres chocolatiers share their recipes and techniques".

SKŁADNIKI:
5 żółtek
1/3 szklanki cukru
szczypta soli
500 ml śmietanki kremówki (30% lub 36%)
1 tabliczka białej czekolady
Ja od siebie dodałam prawdziwej wanilii i szczyptę gałki muszkatołowej

Cukier do skarmelizowania wierzchu - 1 łyżeczka na kokilkę.

PRZYGOTOWANIE:
Połączyć żółtka z cukrem delikatnie mieszając. Pierwsza moja próba z użyciem miksera skończyła się sufletem waniliowym, a nie konsystencją budyniowego musu. Doszłam zatem do wniosku, że nie będę robiła klasycznego kogla mogla tylko delikatnie wymieszam żółtka.

W rondelku podgrzewamy śmietankę, rozpuszczając białą czekoladę. Do śmietanki dodajemy przekrojoną laskę wanilii wygarniając z niej nożem troszkę ziarenek. Śmietanki nie doprowadzamy do wrzenia, zdejmujemy rondelek z "ognia" jak tylko pojawią się pierwsze bąbelki na brzegach. Wyjmujemy laskę wanilii (płuczemy i odkładamy na kolejny raz - jeszcze można jej użyć).
Delikatnie wlewamy śmietankę do jajek cały czas mieszając, powoli, aby jajka się nie ścięły.
Cukier, który nie roztarł się wcześniej rozpuści się w ciepłej śmietance. Mieszamy i przelewamy masę przez sitko do kokilek. Nagrzewamy piekarnik do 120 stopni. Wstawiamy kolki do kąpieli wodnej. Ja wstawiłam do naczynia żaroodpornego wlewając wodę do 3/4 wysokości kokilki.
Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 40 min. (na środek, góra+dół, bez termoobiegu).
(Nie przejmujcie się, że masa wciąż może być płynna, a woda w czasie pieczenia nie wrze. Po 40 min powinien być lekko ścięty wierzch, środek trochę płynny).

Po wyjęciu odstawiamy do ostudzenia, a później do lodówki do stężenia.
Przed podaniem posypujemy cukrem demerara (rodzaj trzcinowego) lub ewentualnie zwykłym i legalnie przypalamy palnikiem kuchennym, który wygląda jak mini palnik spawalniczy. (Palnik kupiłam w Duce, gaz (propan do zapalniczek) dodatkowo w kiosku). Jeśli ktoś nie posiada palnika może wstawić kokilki do piekarnika na najwyższą półkę i włączyć grill. Karmelizujemy w ten sposób cukier, który po wystudzeniu tworzy chrupiącą skórkę, jak cienka warstwa lodu. I gotowe.
Można podawać z kilkoma owocami: malinami, truskawką, porzeczkami czy jagodami. Jako, że nie miałam nić takiego pod ręką, bo wolę takie owoce jak jest na nie sezon, obyło się bez.

Równie pyszne :)
SMACZNEGO!

PS 1 mój mąż stwierdził, że to najlepszy mój deser :]
PS 2 wszystkiego NAJ wszystkim kobietom!
PS 3 hmmm... 7 lat temu, 8 marca podpisałam swoją pierwszą umowę o pracę...ale ten czas biegnie :]

1 komentarz:

  1. przypomina flan karmelowy
    pyszny deser na święto kobiet
    Alicja

    OdpowiedzUsuń