czwartek, 7 stycznia 2010

kuchiś majstra lepigliny, czyli karnawałowe smażenie faworków



Ostatnio zrobiło się bardzo ceramicznie, mimo że było po drodze wiele smakołyków, które fajnie gdyby się pojawiły na moim blogu. Co prawda raczej na ostro, a nie na słodko - koktajlowo, ale przyczyna jest niestety przykra bowiem popsuł mi się mój blender. Kiedyś podam Wam mój przepis na "śledzie po wileńsku", bo ponoć były pyszne, ale to może poczekam do postu... a po naprawie blendera też obiecuję coś kawowego na zimowe senne dni.

Popsuty blender, zimno, krótkie dni...ale nie ma tego złego. Wiesław zabrał Irenę w jakąś podróż zostawiając zdawkową informację "wracamy w poniedziałek", a Stefania odsiaduje karę za nowojorskie eskapady.

Ja postanowiłam zrobić faworki, bo jak karnawał, to karnawał - pączki i chrust, to nie tylko symbole Tłustego Czwartku. Jak pomyślę, że już w czasach rzymskich, a później w Polsce zajadano się w tym czasie ciastem chlebowym nadziewanym słoniną, to cieszę się, że powstała u nas tradycja słodkich, ale też tłustych, jakby nie było, przysmaków.

Jak zauważyłam sekret w udanych faworkach to cieniutkie ciasto. Z mojego pudła z ceramicznymi narzędziami wygrzebałam wałek, który jak widać przydaje się u mnie nie tylko w kuchni. Chyba trochę pary mam w rękach i ciasto owszem wyszło cieniutkie, ale wałek ucierpiał :]



Jeśli chcecie zrobić faworki, oto i przepis sprawdzony przeze mnie:
1 szklanka mąki
3-4 żółtka
3 łyżki kwaśnej śmietany
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1-2 łyżki spirytusu

Z powyższych składników zagniatamy gładkie ciasto, gdy jest za mokre dodajemy mąki, gdy za suche trochę śmietany. Ciasto musi odchodzić od dłoni - nie może być mokre - zagniatając staramy się aby je dobrze wyrobić.

Dzielimy na 4 części i każdą cząstkę rozwałkowujemy na cieniutki placek. Im cieńszy, tym lepiej, ponieważ dzięki temu faworki będą kruche, a smażąc się będą tworzyły się bąbelki powietrza. U mnie grubość była niemal jak pergamin, tak, że było niemal lekko prześwitujące. Na spód pod ciasto nie dodawałam mąki ponieważ placek mi się przesuwał i ciężko się w ten sposób wałkuje, a gdy ciasto jest dobrze wyrobione nie ma z tym problemu.
Placek kroimy na paski o szerokości ok. 2-3 cm i długość ok. 10 cm, na środku każdego paska robimy nacięcie i przekładamy jeden z końców robiąc "kokardkę".
Smażymy na złoty kolor na rozgrzanym oleju.

(Oleju wlać na patelnię, tak, aby faworki mogły w nim pływać nie opierając się o dno). Usmażone faworki kładziemy na papierowe ręczniki (serwetki), aby odsączyć nadmiar tłuszczu.


Przekładamy do naczynia i posypujemy cukrem pudrem - to cała filozofia.


Smacznego!

PS z tej ilości mąki - wydawałoby się, że mało - wychodzi spora porcyjka... :]
PS skąd pomysł na taki dziwny tytuł "kuchiś majstra lepigliny..." wyjaśnię w Tłusty Czwartek, czyli 11 lutego 2010. Ale BDW do pozlepiane pasuje doskonale :]

3 komentarze:

  1. A pozostaje mi tylko popatrzeć na te cuda, bo się panna N. nie podzieliła:))

    OdpowiedzUsuń
  2. nabralam ochoty na faworki juz dawni ich nierobilam,przywiozlam specjalnie troche spirytusu z polski to tu czystego spirytu nie mozna kupic :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimie (chyba wiem nawet kim jest anonimowy Anonim ;p) - Następnym razem przyniosę po prostu więcej, bo podzieliłam się i owszem, ale w dziale obok chyba bardzo smakowały :]

    Autorko bloga niedzielnego - ponoć można użyć octu, ale nie próbowałam - tak jak potrafię sobie wyobrazić parujący spiryt, tak ocet średnio... :p

    OdpowiedzUsuń