niedziela, 27 września 2009

31 maraton warszawski










Dzisiaj odbył się w Warszawie 31 maraton. Bieg wyjątkowy, bo uczestniczyła w nim i dzielnie go przebiegła moja przyjaciółka Ania. Brawo! 42 kilometry, czas 4 h 12 minut. To pierwszy maraton Ani, ale raczej nie ostatni...

Pogoda dopisała. Ja starałam się wspierać Anię na Różowej Strzale. Trochę nawaliłam, bo za późno wstałam... ;p ale na półmaraton przynajmniej się załapałam :)

Nie było sensu wpychać się na ulicę, bo dziś była ona zarezerwowana dla biegaczy, wiec starałam się gdzieś jeździć opłotkami. Było ciężko, bo jednak chodniki w mieście i krawężniki nawet przy pasach nie są zrobione z myślą o kimkolwiek na kółkach.

(Swoją drogą niektórzy rowerzyści trochę mnie wkurzali, bo przeszkadzali czasem biegaczom, nie zdając sobie sprawy z tego, że to nie dla nich zamknięto ulice dla samochodów).

Ciężko było wyłapać z tłumu koleżankę, ale jakoś się udało. Na szczęście zobaczyłyśmy się tak czy inaczej na mecie.

Kiedy jechałam rowerem fajnie było mijać bębniarzy grających dla maratończyków, wodopoje, powerpoje i bananodajdy. Pierwszy raz, i chyba taka okazja zdarza się właśnie tylko tego dnia, czyli raz na rok, jechałam sobie rowerem po lewej stronie (pod prąd), środkiem środkowego pasa Wisłostrady. Pierwszy raz jechałam też tunelem rowerem - tam raczej jest ruch tylko dla samochodów. Tak w ogóle to wyjątkowy tunel w Warszawie i chyba na całym świecie, bo równoległy do rzeki, a nie np. pod nią, czyli prostopadły... nie pytam ile na to kasy poszło...

Sympatycznych sytuacji było wiele. Np. w tunelu, gdzie było piękne echo dla maratończyków grała skrzypaczka. Widziałam jak jednen z nich wziął na chwilkę skrzypce i sam coś tam zagrał i pobiegł dalej :) Widziałam panią maratonkę Króliczka - miała czarną koszulkę i spodenki, uszka (takie pluszowe na opasce), muszkę pod szyją, pluszowy ogonek i na plecach karteczkę "dogoń króliczka"... CUTE :)

Fajnie. Cieszę się, że mogłam chociaż trochę powspierać maratończyków... Gratulacje dla wszystkich, szacun! Wiedzcie, że ci co stali przy trasie, wspierali was, czy czytali o was, byli za ciency żeby pobiec. ja też. dlatego brawo!
Szacun dla Króliczka, dla pana z wózkiem, dla Tomasza Lisa, Piotra Pacewicza, dla pana Dreda, dla par, które tak uroczo się wspierały, dla kobiet...dla wszystkich, którzy brali udział. nwet tych, którzy biegu nie ukończyli.

W szczególności szacun dla mojej Ani, która do mety dobiegła owszem zmęczona, ale miałam wrażenie, że jeszcze mogła by biec i biec... Szacun za to, że dopięła swego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz