Cały czas zastanawia mnie uwielbienie Skandynawów do Lukrecji... Gdyby działała rozgrzewająco, to jeszcze bym zrozumiała, ale jest na tyle charakterystyczna, że albo pokochasz albo znienawidzisz... :]
Z lukrecjowymi cukierkami spotkaliśmy się na Bornholmie - tam była ich manufaktura. W powietrzu wisiał anyżkowy zapach, a długa sznurówka czarnego smakołyku wychodziła z maszyny.
W Helsinkach kupiliśmy sobie żelki - lubimy żelki :) ... oczywiście w miksie nie obyło się bez czarnych salmiaków i innych lukrecjowych "smakołyków". :] Na mieście oczywiście wiszą citylighty z najnowszą serią lukrecjowych cukierasków w 3 odmianach (jak gdzieś zobaczę to zrobię fotkę, bo ładna ta kampania).
Jeśli ktoś wie w jaki sposób tak upodobali ją sobie ludzie z północy, to chętnie się dowiem, a póki co wiem tylko, że lukrecja uprawiana w Grecji i Turcji, gdzie będąc nie spotkałam się ze słodyczami z tej rośliny. Sama lukrecja wygląda podobnie do łopianu, może dlatego, że też należy do motylkowatych - ma długie łodygi i niebieskawe kwiaty, ale to korzeń ma właściwości lecznicze i to z niego uzyskuje się substancję zwaną glicyryzyną (z greckiego glykorrhiza - słodki korzeń). Glicyryzyna jest pięćdziesięciokrotnie słodsza (!) od cukru, ale że roślina zawiera też gorzkie składniki, to ogólny efekt smakowy nie jest mdlący.
PS jeszcze wrzucę oczywiście trochę fotek z samego Tallina i Helsinek, ale póki co kończę, aby jeszcze przed pójściem na samolot zajrzeć do Kiasmy - Muzem Sztuki Współczesnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz